poniedziałek, 7 maja 2018

Rozdział 7

Następne dwa tygodnie spędziłem w Skrzydle Szpitalnym. Okazało się, że potężne zaklęcie ofensywne, ściślej mówiąc Drętwota, wstrząsnęło moim ciałem na tyle mocno, że uszkodziła kilka narządów wewnętrznych. I tak skończyłem lepiej od biednego Edoriusa, którego wkrótce przeniesiono do Szpitala Świętego Munga; rodzice chłopaka wyglądali na wściekłych i zdenerwowanych. Przywitali się ze mną i zabrali swojego słowa bez zbędnych rozmów z dyrektorem — prawdopodobnie wcześniej wszystko ustalili.
Na szczęście wkrótce pozwolono mi te okropne miejsce opuścić. Możliwość spożycia normalnego posiłku, odstawienia ohydnych, zdrowych potrawek i gorzkich syropów wydawała się wielkim zbawieniem. Nauczyłem się doceniać małe rzeczy... chyba.
Jaka była reakcja uczniów? Cóż, podobno dyrektor Dumbledore wygłosił natychmiastową przemowę, w której wyjaśnił wszytkim sprawę dotyczącą zaginięć. Blair Rosier powiedziała mi, że znalezione ofiary nie uczyły się w Hogwarcie; większość pochodziła z Hogsmeade, nie mieli także żadnych powiązań.
Niemniej, ponura atmosfera udzieliła się niemal wszystkim. W zamku pojawiło się wielu aurorów, prefekci musieli sprawować nocne warty, a Zakazany Las został przeszukany kilkanaście razy; wszyscy szukali sprawcy, każdy chciał pozbyć się bestii, która raczyła zaatakować niewinne dzieci. Poza tym doszły mnie słuchy o problemach jakie Ministerstwo i rodzice wytyczali Hogwartowi. Wielu opiekunów składało pisma pozwalające na przeniesienie ich dziecka do innej szkoły; większość wybierała pobliskie Beauxbatons, inni zaś stawiali na rygorystyczny Durmstrang i konserwatywny Koldovstoretz. O ile władze starały się odciągać od tego naszą uwagę, o tyle znajdowały się jednostki chętnie walczące z propagandą Hogwarcką.
A ja? Ja starałem się nie zwracać na to zbytniej uwagi. Ojciec ani myślał o przeniesieniu nas do innej placówki. Fakt, był wściekły, gdy dowiedizał się, że ktoś mnie zaatakował, ale... ostatecznie nic z tym nie zrobił. Dla mnie to dobrze - nie zamierzałem zmieniać towarzystwa, szczególnie że powoli się do niego przyzwyczajałem. Przez nieobecność Edoriusa musiałęm zacieśnić więzi z Malfoy'em, Blair i... resztą Drużyny Quidditcha. Od czasu naboru nie pojawiłem się na żadnym treningu. Niemniej, nikt z nich nie miał mi tego za złe, wręcz przeciwnie, twierdzili, że póki co mam dbać o swoje zdrowie. Na miejsce Edoriusa weszła ta cała Lindsay, która przegrała z nim walkę o pozycję, na moje powołano nijaką Amethyst.
Mimo wszystkich problemów, mimo mrocznych okoliczności, musiałem skupić się na nauce. Na szczęście nauczyciele wydawali się łaskawsi, przymykali oko na moje błędy, stawiali mi lepsze stopnie za gorsze wykonanie. Fakt, moja forma spadła po nieudanym wypadku, nie mogłem też robić gwałtownych ruchów, ale... chyba nie było tak źle. No, ważne, że miałem pewne ułatwienia. 
— Robinie? — usłyszałem, gdy pewnego dnia siedziałem w Wielkiej Sali i spożywałem ciastko czekoladowe. Obok mnie usiadła Andromeda Black. — Dyrektor Dumbledore kazał mi przekazać, że chce się z tobą widzieć.
***
Kilkanaście minut później siedziałem w ekscentrycznie umeblowanym gabinecie dyrektora Dumbledore'a. Mnóstwo obrazów przedstawiających poprzednich dyrektorów Hogwartu, kilka szafek i półki z wieloma książkami, prawdopodobnie niesamowicie starymi.
— Witaj, witaj! — krzyknął mężczyzna. Od naszego ostatniego spotkania nieco się zestarzał. — Poczęstuj się czym chcesz, może nalać ci trochę soku dyniowego? — spytał. Szczerze mówiąc to lekko się zawstydizłem, nie chciałem zbyt długo z nim rozmawiać. Chyba to zauważył, bo chwilę później przeszedł do sedna. — Robinie, znamy sprawcę całego zajścia. Osobą, która was zaatakowała, przerażającą bestią, która zabiła tak wielu ludzi jest poszukiwany wilkołak, Fenrir Greyback.
Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Jakim cudem dostał się na teren szkoły? Kim był?! Nigdy nie słyszałem o żadnym Fenrirze Greybacku! Jeśli naprawdę miał rację, uszedłem z życia cało... dlaczego nie zagryzł mnie na śmierć?
— Ale... — zacząłem. — Jak to? — tylko tyle przychodziło mi do głowy.
— Spokojnie, wszystkim się już zajęliśmy. Nie wiemy jakim cudem dostał się na teren szkoły, ale już żadne niebezpieczeństwo na ciebie nie czyha. Twoi rodzice o wszykim wiedzą, powinni być tutaj za kilka chwil
Usiadłem. Moje serce biło dwa razy szybciej, czułem, że w gardle zawiązuje mi się dziwna gula. Jakim cudem do tego wszystkiego doszła? Samo poznanie tożsamości oprawcy mi nie wystarczyło. Nagle zapragnąłem zemsty, znienawidziłem cały wilkołaczy gatunek. Potwierdzone stereotypy. Zabijali dla przyjemności?
Kilka chwil później do pomieszczenia wparowali... mój ojciec i wujek. Tata wyglądał źle, zdecydowanie źle. Potargane włosy, podkrążone oczy i kilka cięć na ustach — to wszystko nie komponowało się z idealnie wyprasowanym garniturem. Co do stryja, cóż, broda sprawiała, że wyglądał nieco dziko, ale wciąż elegancko. On odziedziczył więcej cech po dziadku Claudiusie.
Wszyscy się ze mną grzecznie przywitali. Po chwili jednak wyproszono mnie z pomieszczenia i poproszono o poczekanie na samym dole. Minęło jakieś pół godziny zanim ojciec i wuj zeszli po schodkach, spokojnie, nie zdradzając żadnych emocji.
— I co powiedział? — spytałem odrobinę zbyt głośno i swobodnie. — To znaczy, dowiedzieliście się czegoś?
Rodziciel obdarzył mnie surowym spojrzeniem, wujek jedynie się roześmiał.
— Tyle, że jesteś naprawdę słabym uczniem — tata parsknął śmiechem. — Nic ci nie powiem, lepiej zawołaj swoje rodzeństwo i znajdź Rock'a, chcemy z nimi trochę porozmawiać.
***
Nie miałem pojęcia, że tematem tej rozmowy będę ja. Kiedy przyprowadziłem wszystkich na miejsce, nakazali mi wrócić do Pokoju Wspólnego Ravenclaw'u i nie odwracać się za siebie, nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. Następnego dnia zrozumiałem, że nakazali im mnie pilnować. Marcus wciąż zaczepiał mnie na korytarzu pod pretekstem porozmawiania na temat Quidditcha, Rock co chwilę opowiadał o naszych korzeniach, jedynie Nancy wiedziała, że mi się to nie spodoba. Najwidoczniej zignorowała polecenie opiekuna, bo przez dłuższy czas nie widziałem jej na korytarzach szkolnych.
Jak sobie z tym radziłem? Cóż, spędzałem więcej czasu w towarzystwie znajomych. Malfoy wciąż opowiadał o swoich przygodach łożkowych, Blair dopytywała się o mój stan zdrowia, a Raven Coleman, kapitan naszej drużyny, pozwoliła mi pojawić się na następnym treningu Quidditcha.
— Świetnie. Nie wiem tylko kiedy wróci Edorius — stwierdziłem z grymasem na twarzy.
— Ważne, żeby był na meczu. Lindsay nie jest tak dobra jak on — odpowiedziała.
— Z kim będziemy mieć pierwszy mecz?
— Hufflepuff. Ich skład został osłabiony, stracili kilka osób, w tym Moirę... — westchnęła. — Sam rozumiesz. Podobno zastanawiają się nad roczną przerwą od rozgrywek, tak w ramach oddania honoru
— Właściwie to wolałbym walczyć z Gryfonami niż Puchonami. Wydają się łatwiejsi do pokonania
— Gryffindor ma znakomitych graczy, siódmoklasistów, którzy przetrwali niejeden mecz. Będą najcięższym przeciwnikiem — wzruszyła ramionami.
A cała ta rozmowa tylko po to, żeby oderwać się od szarej rzeczywistości. Po pożegnaniu się z Raven, wróciłem do Lucjusza, by wysłuchać jego nowych wywodów.
— Wiesz, że Alecto Carrow zgodziła się pójść ze mną na imprezę po Nocy Duchów? Myślę, że będzie tam mnóstwo alkoholu, pewnie jak się upijemy to trafimy razem do łóżka. Jest jedną z najlepszych lasek w szkole, nie sądzisz? Bo Valerie Yaxley to mi się jakoś znudziła, zbyt trudna do zdobycia. Ale ogólnie to każda na mnie poleci jeśli trochę się postaram, sam rozumiesz, ten urok.
— Jaką imprezę? Przecież zawsze organizują tylko przyjęcie — przerwałęm. Czyżby znowu oszukiwał? Nie chciałem słuchać jego kolejnego wywodu o świetnym wyglądzie, więc musiałem jakoś zainterweniować. A skoro mogłem dowiedzieć się czegoś ciekawego...
— Marcus organizuje imprezę w Pokoju Wspólnym, tylko dla Ślizgonów. Moglibyśmy cię przemycić, ale... sam rozumiesz, to integracja domu
O nie! Nie zamierzałem tam iść, ale... jakim prawem robił takie rzeczy? Chciał popaść w alkoholizm w tak młodym wieku? Nie zamierzałem mu na to pozwolić. Może i nie przejmowałem się zbytnio jego losem, starałem się nie zwracać uwagi na to jak się stacza; nie oznacza to jednak, że zamierzałem mu na to wszystko pozwolić. Ot co, wielkie niezdecydowanie.
— Och, rozumiem. Wybacz, muszę porozmawiać z Marcusem.
Ale nie porozmawiałem. Amelia Bones, delikatna blondynka przyjaźniąca się z Eleanor Aquarae, poinformowała mnie, że profesor Christopher Mayers chce widzieć mnie na swoich konsultacjach. Och, czyli miłe dni już się skończyły? Pewnie zamierzał mnie zniszczyć. No cóż. Nie miałem wyjścia, skierowałem się do odpowiedniego korytarza i zapukałem głośno do drzwi jego gabinetu.
— Wejdź — usłyszałem donośny, męski głos. Niemal w tym samym momencie drzwi rozwarły się na całą szerokość, jakby zachęcając mnie do wejścia. Skorzystałem z propozycji. Czy miałem wyjście? Raczej nie. Na szczęście niczego się już nie bałem, właściwie to miałem gdzieś, co Christopher do mnie powie. Póki co wydawał się sympatyczny. — Usiądź — jedno machnięcie różdżki wystarczyło, żeby przysunąć mi krzesło, drugie, żeby zamknąć wcześniej otworzone drzwi.  — Dobrze, że przyszedłeś. Chyba jesteś w stanie odrobić dawną karę? Bo ja o niej nie zapomniałem. Zacznijmy od razu — wyjaśnił rzeczowym tonem. Wstał z miejsca, opuścił drewniane biurko i skierował się do stojącej nieopodal komody; wyciągnął z niej kilka drewnianych kukieł. Ustawił je w niewielkich odstępach. — Zaliczysz wszystko z czego dostałeś kiepskie stopnie. Zacznij od Drętwoty.
Szczerze mówiąc nie miałem bladego pojęcia o co mu chodzi. Dlaczego pozwalał mi na zaliczanie tych stopni? O co chodziło z tą stanowczością i pewnością siebie? Cóż, nie zamierzałem protestować. Podszedłem bliżej, wyciągnąłem różdżkę zza pazuchy i wycelowałem nią prosto w cel.
Drętwota — wyrazisty, pomarańczowy promień powędrował w kierunku pierwszej kukły. Chwilę później do moich uszu dobiegł dźwięk trzaskanego drewna.
— Super. A teraz powiedz... — zrobił krótką, pełną napięcia przerwę. — Avada Kedavra.


~~~~~~~~~~~~~~~

Hej!
Nareszcie znalazłem trochę czasu na pisanie. Nie będę się za bardzo rozpisywać i tłumaczyć, aktywność spada, więc prawdopodobnie czyta tylko Lithine - jej dedykuję rozdział. Nie wiem kiedy pojawi się następny.

1 komentarz:

  1. Na pewno nie tylko ja czytam :) Nie przejmuj się tak małą ilością komentarzy - bardzo wiele osób czyta i nie komentuje. No i najważniejsze, żeby pisać dla siebie, bo inaczej przecież nie będzie nam to sprawiało przyjemności :D
    Dziękuję ci bardzo za decykację <3 Chyba nie zasłużyłam, skoro zawsze komentuję milion lat spóźniona, wiec tym bardziej mi miło :D
    Ciekawie, że ludzie z Hogsmeade też giną. Czyli bestia najwyraźniej nie uwzieła sie tylko na uczniów Hogwartu. Ciekawe czy ma w ogóle na celu kogoś konkretnego, bo może to tylko takie budowanie podłoża pod coś wiekszego, ale coś co ma odwrócić uwagę wszystkich od głównego celu. Rodzice jak zwykle panikują i przenoszą dzieciaki ze szkoły... no rozumiem, ale przecież poza szkołą też sie to dzieje, skad wieszą, że nie pójdzie gdzieś dalej? Albo do innej szkoły? Co wtedy zrobią, znów zmienią szkołę czy przywiozą do domu? :D
    Nie wiem czemu, ale mimo, ze Lucjusz jest bezdennie głupi, to mam nadzieję, że Robin zacieśni z nim wiezy :D Moze to dlatego, że fragmentu z Luckiem zawsze mnie potrafią rozbawić niemal do łez xd A jak będa się kumplować, to bedzie go więcej :D
    Dziz, nie spodziewałam sie, że to był Fenir, który najwyraźniej dopiero zdobywa swoją sławę. Ma to sens. Chociaż wydaje mi sie to troche za proste :D Jasne, Greyback jest sły do szpiku kości, ale może jednak ktoś go wrabia? Czuje, że to może byc za szybko na rozwiązanie zagadki, ale z drugiej strony nie wiem, co tam amsz przygotowane, może to wcale nie ma być sekret na dłuższą metę xd Przykro, ze przez jeden paskudny egzemplarz, dla Robina to już potwierdzenie paskudnych stereotypów o całej rasie. No ale cieżko, zeby Robin zachował otwarty umysł, skoro wychowywał sie w takim domu.
    Ha, czyli kazali pilnować Robina. Szczerze to dziwie sie, że Marcus posłuchał. Lucy pojawił się tylko na chwilę, ale jak zwykle mnie nie zawiódł - tak, na pewno każda na ciebie poleci, zwlaszca kiedy masz trzynaście lat xd
    Jezu, nie wiem o co chodzi temu nauczycielowi i jaki ma plan oO. Może to on jest tą bestią, tak naprawdę? Lub z nim współpracuje. Naprawdę nie potrafie wykminic, dlaczego kazałby Robinowi ćwiczyć Avadę o.O. Zobaczymy co z tego wyniknie.
    Czekam na następny! Jeszcze raz dziękuję za dedykację, weny życzę i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń