Uczniowie Ravenclaw’u wstawali z łóżek o wiele wcześniej niż uczniowie pozostałych domów. Po otworzeniu
oczy i załatwieniu wszelkich najpilniejszych spraw w łazience, zabierali się za
czytanie książek i rozmawianie ze znajomymi. Były jednak dni, w których nie
zamierzali ruszać się z łóżek wcześniej niż na pół godziny przed rozpoczęciem
lekcji. Najczęściej działo się tak w trakcie pierwszego dnia roku szkolnego,
ewentualnie po jakiejś ważnej uroczystości. Wówczas Pokój Wspólny, główny
ośrodek życia Krukonów, świecił pustkami. Wszystko wracało do normy po upływie
pewnego nieustalonego czasu. O ile z początku ciężko było mi przyzwyczaić się
do ustalonego trybu dnia, o tyle po jakimś czasie zacząłem budzić się i
zasypiać w podobnych godzinach. Jedynie koledzy z Dormitorium nie potrafili się
do tego przystosować. Często zastanawiałem się nad ich przydziałem – jakim
cudem Tiara Przydziału wrzuciła ich do Domu Orła?
Byłem gotowy na czterdzieści
minut przed rozpoczęciem zajęć. Postanowiłem zajrzeć do Edoriusa i zwyczajnie
go obudzić. W tym celu użyłem leżącej na moim miejscu poduszki – uderzyłem nią
mocno w jego głowę. Edorius zerwał się na równe nogi z głośnym, urywanym
krzykiem. Pozostali wstali, przetarli oczy i zajęli się swoimi sprawami.
— Wstawaj. Nie zostało nam dużo
czasu — poinformowałem.
— Musiałeś krzyczeć? — burknął
Nott.
Przez dwa lata nauki w Hogwarcie
nauczyłem się naprawdę wielu rzeczy, między innymi warzenia eliksirów i
używania skomplikowanych zaklęć. Posiadłem także trudną do opanowania
umiejętność budzenia kolegi ze snu. Nie mogłem używać łagodnego tonu, musiałem
podejmować drastyczne kroki.
— Tak. Nic innego na ciebie nie
działa… Pospiesz się — i wyszedłem.
Kiedy wróciłem do Pokoju
Wspólnego, znajdowało się w nim odrobinę więcej osób. Większość wchodziła i
wychodziła z łazienki, inni rozmawiali ze znajomymi i czytali książki. Kilka
osób zebrało się wokół tablicy ogłoszeń, do której wcześniej nie miałem okazji
podejść. Postanowiłem więc pójść w ich ślady i zaznajomić się z dzisiejszym
planem lekcji. Okazało się, że pierwszą lekcję mieliśmy w sali Obrony przed
Czarną Magią z nowym nauczycielem. Grupę towarzyszącą mieli stanowić Puchoni…
świetnie, kolejne głupkowate uśmieszki i wesołe, piskliwe głosiki.
Zwróciłem także uwagę na notatkę
dotyczącą naboru do drużyny Quidditcha. Miał odbyć się w najbliższą niedzielę o
godzinie osiemnastej... Przez głowę przeszła mi myśl o pozbyciu się informacji,
by nie zobaczył jej Nott. Po chwili jednak zdałem sobie sprawę, że ktoś w końcu by mu o tym powiedział - jeśli nie, Coleman na pewno wywiesiła takie rzeczy w innych miejscach. No cóż, musiałem przygotować się na
zbłaźnienie na oczach całego Ravenclaw’u. W końcu jakie miałem szanse z starszymi, bardziej
wykwalifikowanymi graczami?
Z Pokoju Wspólnego wyszliśmy na
dwadzieścia minut przed rozpoczęciem lekcji. Hogwart posiadał ponad sto
czterdzieści szerokich schodów, mogących pomieścić naprawdę dużą liczbę osób.
Każdy, kto używał ich chociaż raz, wiedział, że należało uważać na ich magiczne
sztuczki – zanikające schodki, zmiany trasy i wrzeszczące wszędzie portrety. Na
szczęście jeszcze nigdy nic komu się nie stało. No, poza drobnymi złamaniami i
uderzeniami w genitalia.
Przez dłuższą chwilę nie
odzywaliśmy się ani słowem. Słyszałem tylko głośne śmiechy uczniów z
najróżniejszych domów, w większości tych z trzeciej klasy. W końcu musieli wybrać
identyczną drogę.
W pewnym momencie Edorius zabrał głos.
— Jaką mamy teraz lekcje?
— Obronę przed czarną magią —
odpowiedziałem natychmiast.
— Z tym nowym nauczycielem?
Pewnie będzie nas faworyzował — stwierdził pewnie.
Stwierdzenie chłopaka wydało mi
się bardzo głupie. Dlaczego miałby nas faworyzować? Bo siedział z nami przy
jednym stole? Warto podkreślić, że było tam wiele więcej osób, m.in. Blair
Rosier czy jego ukochana Bairre Avery.
— Skoro tak… — moja wypowiedź
została przerwana przez schody, które postanowiły zatrzymać się w połowie
drogi. — Znowu?! Jeszcze trochę i się spóźnimy…
— Co z tego? Przecież nie wstawi
nam spóźnienia — na twarzy Edoriusa pojawił się chytry uśmiech.
Przewróciłem
oczyma i poczekałem aż wrócą na swoje miejsce. Nastąpiło to jakieś kilkanaście
minut później; stojący przed nami uczniowie zachwiali się niebezpiecznie, a ja
przepchnąłem się przez nich i wyskoczyłem przed portret Flawiusza Wróżbity III,
jasnowidza ubranego w szkarłatne szaty.
— Tajemnice
losu — rzuciłem. Hasło zdobyłem na początku drugiego roku na lekcji
Transmutacji; zamieniłem cztery świece w puchary na wodę jako pierwsza osoba z
całej klasy. Nauczyciel postanowił nagrodzić mnie takim przydatnym hasłem…
Szczerze mówiąc to często się przydawał.
Kiedy
wyszedłem na długi, ozdobiony różnymi obrazami korytarz, zdałem sobie sprawę,
że Edoriusa ze mną wcale nie było. Pokręciłem z niedowierzaniem głową i
kontynuowałem wędrówkę przed siebie. Prawdopodobnie nie zdążył wejść do środka
i został poza portretem, wściekły i zdezorientowany jednocześnie. Wciąż
zapominał haseł, o których ciągle mu przypominałem.
W końcu
dotarłem do Lochów. Kręciło się tam mnóstwo uczniów z zielonymi krawatami
przyłączonymi do czarnych szat. Nic w tym dziwnego, Ślizgoni mieli swój Pokój
Wspólny na wybranym przez nauczyciela piętrze. W zeszłym roku zajęcia Obrony
przed czarną magią odbywały się na szóstym…
Przez
długi czas czekałem tam sam. Dopiero jakieś pięć minut przed rozpoczęciem
lekcji na miejscu pojawiło się kilka osób, w tym niski i – jak przypuszczałem –
wkurzony Edorius. Kiedy podszedł bliżej, spiorunował mnie wzrokiem.
— Znowu
na mnie nie poczekałeś — burknął. — Musiałem iść w towarzystwie tej pustej
szlamy. Następnym razem nie zostawiaj mnie na lodzie.
Kiedy
otwierałem usta z zamiarem udzielenia odpowiedzi, wspomniana Eleanor mnie
uprzedziła.
— Och,
Nott, nie zamieniliśmy nawet słowa. Jestem aż tak nieznośna, że nie możesz
oddychać w moim towarzystwie? Zabawne — roześmiała się.
— Lepiej
wracaj do swoich mugolskich rodziców. To nie miejsce dla ciebie — warknął
chłopak.
Zawsze
zastanawiałem się w czym przeszkadzali czystokrwistym mugolaki. W końcu zostali
obdarzeni magicznymi zdolnościami; radzili sobie z rzucaniem zaklęć, często
lepiej od pozostałych. Dlaczego więc nie potrafili pogodzić się z takim
podziałem?
—
Dostałam list, więc… chyba jednak jest — właśnie w tamtym momencie drzwi Sali
otworzyły się z hukiem. Stanął w nich wysoki i barczysty mężczyzna,
zdecydowanie mocno umięśniony. Stojące obok Puchonki zaczęły do siebie szeptać
i chichotać, Eleanor uśmiechnęła się szeroko, a ja… Ja po prostu wszedłem do
środka. Pozostali poszli w moje ślady – zaczęli zajmować coraz to lepsze
miejsca do ściągania. Jedynie te trzy rozchichotane wychowanki Hufflepuff’u
postanowiły usiąść w pierwszych ławkach.
Sala
była długa i szeroka. Oprócz kilkunastu dwuosobowych ławek stojących przed
wielkim podestem dla nauczyciela, w środku znajdowała się jeszcze niewielka
tablica, drewniane biurko, drzwi i – o ile dobrze policzyłem – dziesięć
drewnianych manekinów w kształcie ludzi bez nóg. Ów podest mógł pomieścić
naprawdę wiele osób, chudszych i grubszych, wyższych i niższych. Prawdopodobnie
to na nim miały odbywać się lekcje praktyczne.
Zanim
zdążyłem się w całej sytuacji zorientować, uczniowie zajęli już najlepsze miejsca
do ściągania. Jedynie cztery rozchichotane Puchonki usiadły na dwóch pierwszych
ławkach… Ludzie pozostawili mi jedynie drugą od prawej strony; zająłem ją
cicho, wyciągnąłem podręcznik i oparłem się o dłoń. Edoriusa ze mną nie było –
siedział w ostatniej ławce z Karusem, czarodziejem czystej krwi, z którym
dzieliliśmy dormitorium. Zostawił mnie samego! Czy to miała być jakaś forma
zemsty? Cóż, nie przyszło mi się długo nad tym zastanawiać – mężczyzna zabrał
głos.
—
Nazywam się Christopher Mayers. Dyrektor Dumbledore postanowił przyznać mi
posadę nauczyciela obrony przed czarną magią — powiedział surowym tonem. — Na
lekcjach będziemy skupiać się na praktyce. Owszem, pojawi się jakaś teoria, ale
generalnie będzie jej niewiele… — mruknął. — Lekcje chciałbym zacząć od
diagnozy. Poświęcimy na nią cały tydzień… sami rozumiecie, proste zaklęcia typu
Rictusempra czy Drętwota. Na pewno przerabialiście to w zeszłym roku.
Zaraz
po wypowiedzeniu ostatniego słowa, do moich uszu dotarł znajomy głos Eleanor,
to jest „szlamy”.
— Jaki
jest pana stosunek do prac dodatkowych? Będą jakieś?
No tak.
Musiała wtrącić swoje trzy grosze dotyczące nauki! Gdyby nie była taka
zarozumiała, mógłbym ją polubić.
— Nie.
Nie zamierzam marnować swojego czasu na sprawdzanie głupich ciekawostek z
biblioteki — urwał srogo. — Jeszcze jakieś pytanie? — nikt nie odważył się
podnieść ręki. — No, to zacznijmy diagnozę. Hayley Abner, podejdź — niska,
ciemnowłosa Puchonka wstała z miejsca i weszła na podest. — Spróbuj uderzyć
drętwotą w jeden z manekinów. To nie może być trudne — w jednej chwili jego ton
zmienił się na łagodniejszy.
Dziewczyna
wyciągnęła różdżkę zza pazuchy i uniosła ją na wysokość piersi manekina. Chwilę
później z magicznego przedmiotu wyleciał blado-pomarańczowy promień, który
ledwo przeciwnika musnął. Mężczyzna wyglądał na zdezorientowanego, jednak
chwilę później uśmiechnął się łagodnie i uścisnął jej dłoń.
— Powyżej oczekiwań. Zapraszam… — dalej
już nie słuchałem. Czekałem spokojnie na swoją kolej, obserwowałem poczynania
kolegów i koleżanek, uczyłem się kilku nowych sztuczek. Nikomu nie poszło tak
dobrze jak Eleanor, która sprawiła, ze manekin się przewrócił.
— Okropny, Aquarae. Okropny — warknął nauczyciel. Przez salę przetoczył się pomruk
olbrzymiego zdziwienia. Hayley Abner poradziła sobie dużo gorzej… jak to w
ogóle się stało? Sama mugolaczka próbowała się wykłócać, jednak nauczyciel
sprawnie ją uciszył.
Wezwali
Edoriusa, wezwali Karusa… wszystko szło sprawnie i szybko. Nareszcie nadeszła
długo wyczekiwana chwila.
— Waymare,
Robin — przez chwilę w mojej głowie pojawiła się wizja pierwszego przydziału.
Podobnie jak i podczas Ceremonii Przydziału, wstałem, przełknąłem głośno ślinę
i powędrowałem na podest. Następnie – już nie tak samo jak wówczas –
wyciągnąłem różdżkę i wycelowałem nią w jedną z drewnianych sylwetek.
Zakręciłem
nią i wypowiedziałem formułkę zaklęcia:
— Drętwota!
Strumień wyrazistego,
pomarańczowego światła uderzył z impetem w stojącego przeciwnika. Podobnie jak
i w przypadku Aquarae, przedmiot upadł głucho na ziemię. Ogarnęło mnie uczucie
nieopisanej ulgi. Chyba zasłużyłem na dobrą ocenę.
— Okropny — wymruczał mężczyzna.
Rozszerzyłem oczy do granic możliwości, rozwarłem lekko usta i wpatrywałem się
w niego tępym wzrokiem. Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie się wydarzyło.
Otrzymałem trzecią najgorszą ocenę za jeden z najlepszych pokazów? Jakim
prawem? Klasa chyba również w to nie dowierzała, bo z ich ust wydobył się
kolejny pomruk zdziwienia. — Wracaj na miejsce.
Wróciłem.
Usiadłem i nie spuszczałem już z niego wzroku. Po prostu… jak to było możliwe?
Moja pierwsza ocena w nowym roku miała być taka słaba? Co za wstyd! W zeszłym
roku miałem Powyżej Oczekiwań! Co z tego, że nauczyciel wystawił taki stopień
ponad połowie klasy? A może po prostu byłem tak słaby z zaklęć? Cholera.
—
Dobrze. Na dzisiaj koniec — poinformował wreszcie nauczyciel. Jednym ruchem
różdżki sprawił, że wszystkie manekiny uległy nagłej naprawie. Czyżby potrafił
używać magii niewerbalnej? To bardzo trudna do opanowania sztuka. — Generalnie
poszło wam bardzo dobrze. Tylko dwie negatywne oceny — w tamtym momencie
spojrzał na Eleanor, a potem na mnie. Miałem ochotę go zwyczajnie zwyzywać,
powiedzieć wszystko prosto w twarz. Edorius został nagrodzony Wybitnym! Ogarnęła mnie dziwna zazdrość.
— Możecie już iść… Aquarae, Waymare, wy zostańcie — reszta klasy zerwała się z
miejsc. Edorius pojawił się na chwilę obok mnie, posłał mi smutne spojrzenie,
po czym po prostu opuścił pomieszczenie.
—
Poczekam za drzwiami — powiedział niepewnie.
W
środku została tylko nasza trójka. Mężczyzna wciąż wydawał niewerbalne
polecenia, sprzątał i przestawiał przedmioty za pomocą magii. Pozostawione na
ławkach podręczniki, prawdopodobnie zostawione przez usatysfakcjonowanych
ocenami uczniów, położył na biurku.
— Wypadliście
najgorzej — powiedział w końcu. Moja twarz musiała przybrać koloru dojrzałego
buraka, bo Aquarae skarciła mnie spojrzeniem. Nie chciała, żebym miał kłopoty?
Co ją to w ogóle interesowało? — Chcę zgody waszych rodziców na uczęszczanie na
konsultacje przedmiotowe — wtedy całym moim ciałem wstrząsnęły chwilowe
drgawki. Ojciec nie mógł dowiedzieć się o takim stopniu! — Nie martw się,
Waymare, porozmawiam z nim osobiście. Nie fatyguj się na podrabianie podpisu —
wymruczał.
— Ale…
To tylko jedna ocena! Poza tym na jakiej podstawie zostaliśmy nią „nagrodzeni”?
— spytała oburzona Aquarae. — Przecież byliśmy najlepsi. Zasłużyliśmy…
— Nikt
nie lubi zarozumialców, Aquarae — przerwał. Sprawił, że cicho zachichotałem.
Nareszcie ktoś jej to powiedział! — Pierwsze konsultacje odbędą się w niedzielę
o godzinie ósmej wieczorem. Do widzenia — i wyprosił nas z Sali. Wkurzona
blondynka trzasnęła drzwiami na odchodne i ruszyła w kierunku portretu
prowadzącego do Wielkiej Sali.
Kryjący
się za drzwiami Nott natychmiast o wszystko mnie wypytał. Opowiedziałem mu
wszystko ze szczegółami, dodając także informacje o tym, że nazwał nas idiotami
i czarodziejami z mniejszą mocą magiczną niż charłak. Poza tym w jednej chwili
minęła mi cała wściekłość jaką żywiłem do Edoriusa. To nie jego wina, że
otrzymał lepszą ocenę ode mnie… Po prostu ogarnęła mnie przerażająca zazdrość.
— Co
teraz mamy? — spytał, gdy byliśmy już na ruchomych schodach.
— Chyba
Zielarstwo. Nie wiem, mam to gdzieś — odparłem. Wystarczył mi jeden dzień, by zrazić
się do całego Hogwartu. Dlaczego rodzina nie mogła wysłać mnie do Beauxbatons?
Tam nauczyliby mnie wielu przydatniejszych rzeczy.
Opuściliśmy
zamek, przeszliśmy między grządkami z warzywami i skierowaliśmy się do
cieplarni, w której hodowano najróżniejsze rośliny magiczne, m.in. wrzeszczące
mandragory, o których uczyliśmy się w drugiej klasie. Jedna z Gryfonek zemdlała
z powodu przenikającego krzyku – nawet nauszniki nie pomogły zapobiec tragedii.
Na szczęście wyszła z Skrzydła Szpitalnego po niecałych dwóch tygodniach. Pani
Watson, najlepsza pielęgniarka pod słońcem, potrafiła pomóc każdej osobie!
Lekcja
z profesor Sprout, niską i nieco otyłą czarownicą upłynęła szybko. Puchoni
zdobyli dziesięć punktów dla swojego domu, Krukoni zaś trzydzieści z czego
dwadzieścia dzięki Eleanor. Dziewczyna odbiła się od dna i pozyskała najlepszą
ocenę dzisiejszego dnia – Wybitny.
Po
lekcji wróciliśmy do Hogwartu, żeby spożyć posiłek. Ja zadowoliłem się
kawałkiem ciasta wiśniowego, Edorius zaś napakował sobie mnóstwo steków i
jajecznicy. Mimo dużego apetytu, nigdy zbytnio nie przytył.
Po skończonym
jedzeniu, poszliśmy po podręczniki do Zaklęć i Transmutacji. Na tych lekcjach
nie wydarzyło się nic spektakularnego, no może oprócz tego, że szczur jednego z
chłopców zamienił się w doniczkę. Po zadaniu wypracowania na temat konsekwencji
użycia transmutacji(czy nie mieliśmy tego w pierwszej klasie?), mogliśmy powrócić
do dormitoriów.
— Co
sądzisz o zniknięciu tej całej Moiry z Hufflepuff’u? Bo na moje oko była po
prostu głupia — zapytał Edorius, gdy siedzieliśmy już w Pokoju Wspólnym,
zmęczeni i otoczeni gromadą głośnych ludzi.
— Nie
wiem. Może ktoś ją porwał? Masz rację, nie wyglądała na zbyt bystrą — wzruszyłem
ramionami. Wydawało mi się, że wszyscy w szkole całkowicie zapomnieli o swojej puchońskiej
koleżance. Mijali ją na korytarzach, obgadywali skandale dotyczące jej życia miłosnego…
Ale Moira została zwyczajnie zapomniana.
— Czuję,
że niedługo się o wszystkim dowiemy.
I
miałem rację. Jakiś czas później do Pokoju Wspólnego wpadła Deirdre Travers,
dziewczyna mojego brata. Wyglądała na zdenerwowaną i podekscytowaną
jednocześnie.
— Dumbledore
kazał wszystkim przyjść do Wielkiej Sali. To dotyczy Moiry Hall!
W Pokoju
Wspólnym zawrzało. Wszyscy zerwali się na równe nogi, zaczęli biegać po
pomieszczeniu i powiadamiać o wszystkim swoich nieobecnych kolegów. Prefekci zebrali
się, by odszukać wszystkich, którzy znajdowali się poza wspomnianym Pokojem. Jeden
z chłopięcych prefektów, chyba Avitus, zajął się odprowadzeniem
pierwszorocznych.
Schody
nie robiły już głupich sztuczek. Sprawa była poważna i chyba każda osoba czy
rzecz znajdująca się w Hogwarcie świetnie zdawała sobie z tego sprawę. Dotarliśmy
do Wielkiej Sali, zajęliśmy odpowiednie miejsca i poczekaliśmy na przyjście
pozostałych. Kiedy wreszcie weszli do środka, dyrektor podszedł do podestu. Miał
około osiemdziesięciu lat, wyglądał bardzo staro; długa, siwa broda sięgała już
okolic pasa, małe okulary zatrzymywały się na nosie, a szara tiara połyskiwała
w świetle świec.
— Witajcie.
Zapewne wszyscy jesteśmy zaskoczeni tym nagłym zebraniem — powiedział tym swoim
tubalnym głosem. — Sprawa jest naprawdę ważna. Nie chciałem, żebyście dowiedzieli
się o tym z nędznego Proroka Codziennego czy też innej magicznej gazety. Zapewne
wszyscy domyślacie się o czym, o KIM będziemy dzisiaj mówić — zatrzymał się na
chwilę. Spojrzałem na siedzące za jego plecami grono pedagogiczne; profesor
Sprout wycierała oczy chusteczką, nowy nauczyciel obrony przed czarną magią
wpatrywał się w nas z kamienną twarzą, a Horacy Slughorn zajadał się czekoladowymi żabami.
Minęła
chwila zanim Dumbledore ponownie zabrał głos.
— Dzisiaj
znaleziono ciało Moiry Hall — w tym samym momencie całą salą wstrząsnęło.
Ludzie zaczęli rozmawiać, krzyczeć, nauczyciele dziwnie posmutnieli, profesor
Sprout zaniosła się płaczem. Ja wymieniłem z Edoriusem spojrzenia przepełnione
trwogą. A Dumbledore? Dał nam chwilę na omówienie wszystkiego. Odezwał się
ponownie, gdy nastała cisza. — Leżało na cmentarzu w Dolinie Godryka. Wasza
koleżanka, ta świetna dziewczyna z talentem do pojedynków, ambitna pani prefekt
i wspaniała córka aurorów… tyle dla nas znaczyła. To bardzo niesprawiedliwe, że
K T O Ś odebrał jej życie. Tak, Moira Hall została zamordowana — kolejny szum,
tym razem większy i bardziej… klimatyczny. — Pamiętajcie, że szkoła… — dalej
już nie słuchałem. Dyrektor mówił o wspieraniu, o bezpiecznym Hogwarcie, o tym,
żebyśmy trzymali się razem. Kto dopuściłby się zbrodni na niewinnej NASTOLATCE?
To była NASTOLATKA.
Powrót
do Pokojów Wspólnych odbył się w ciszy. Ludzie załatwili najpotrzebniejsze
sprawy w łazience i położyli się spać. Nie wiedzieć czemu, śmierć Moiry w
jakimś stopniu mnie wzruszyła.
------
Hej!
Nareszcie napisałem ten rozdział. Usunąłem dwa tysiące słów jakieś trzy razy, zaczynałem od nowa pięć razy... Ten projekt też miał trafić do komputerowego kosza. Ale jest! Szczerze mówiąc to nie miałem żadnego pomysłu na ten rozdział. Akcja rozkręci się w czwartym/piątym - muszę was trochę jeszcze z tym wszystkim zaznajomić. W końcu życie codzienne bohaterów też jest ważne! :)
Mam też do was kilka spraw/pytań.
1) Czy taka czcionka Wam odpowiada? Nie zlewa się za bardzo ze sobą, nie męczy oczu?
2) Zrobiłem zwiastun opowiadania. Ogólnie się na tym całym montowaniu nie znam, więc proszę o wyrozumiałość. Co o nim sądzicie?
4) Biorę udział w ankiecie na Księdze Baśni, więc jeśli moje opowiadanie się Wam podoba, głosujcie. ;) http://sonda.hanzo.pl/sondy,272821,BqIq.html
5) W "Izba Pamięci" pojawiła się punktacja.
Pozdrawiam!
Widzę piękne wcięcia akapitowe <3 loffciam.
OdpowiedzUsuńOdpowiadając na pytania: 1) czcionka, jej wielkość i kolor mi odpowiadają (podobnie zresztą jak poprzendnia)
2) Nie znam się na zwiastunach, ale nie licząc tego lektora(?) na samym początku nic mi nie zgrzytało.
3) Spoko, chociaż nie mogę gwarantować, że będę to robić na bierząco
4) Już dawno zagłosowane
5) Że też zwracasz uwagę na takie szczegóły xD
Wracając do opowiadania. "Ravenclawu" bez apostrofu. Druga rzecz - jeśli Robin krzyczał, budząc Edoriusa warto zaakcentować to wykrzyknikiem. Jeśli chodzi o scenę haseł i wejście do Lochu, to przypomniało mi się, jak często uważałam fakt, iż w pokojach wspólnych kręcili się jedynie członkowie domu, za jeden z większych baboli u Rowling. W końcu przecież to więcej niż pewne, że nastolatkowie wymienialiby się hasłami do wejścia (szczególnie, jeśli podobnie jak u Robina czy sióstr Patil, zostały rozdzielone rodziny).
Eleonore - po raz kolejny pokazuje klasę, podobnie zresztą jak Robin. Podjerzewam, że nauczyciel pokarał ich słabą oceną tylko dlatego, że chce ich mieć na osobności na "konsultacjach".
Nie przypominam sobie, aby Dumbledore kiedykolwiek komentował bezpośrednio "Proroka Codziennego", więc nazwanie go "nędznym" wydaje mi się absolutnie OTP, a jego przemowa IMO brzmi, jakby chciał wywołać masową panikę wśród uczniów.
Tak, specjalnie dla Ciebie trochę z tym pokombinowałem. Co prawda word dalej próbował uprzykrzyć mi życie, ale sobie z tym poradziłem.
Usuń5) Czasem mam takie dni. xdD
Ja też! Bliźniaczki na pewno wpuszczały drugą do Pokoju Wspólnego, może nawet spały w jednym łóżku. Na szczęście w opowiadaniach fanowskich wielu ludzi zmienia książkową rzeczywistość.
W mojej opinii Dumbledore jest okropnym pedagogiem. Często wywoływał panikę. Może i był potężnym czarodziejem, ale... no nie wiem, po prostu zawsze myślałem, że przeczył zdaniu "nie siać paniki".
Dziękuję za komentarz, czekam na Imperium!
To czemu nie zaobserwujesz blogów? Autorzy też mogą zapomnieć o powiadomieniu cię.
OdpowiedzUsuńObserwuję, jednak nowy styl bloggera mnie lekko dobija; niegdyś - o ile dobrze pamiętam - rozdziały pojawiały się tuż pod listą prowadzonych blogów.
UsuńObecnie często o tym zapominam. :p
Hej ;) Bardzo ładny zwiastun, masz ty talent! No robi się coraz ciekawiej i niebezpieczniej. Tak sobie myślę, że te niesprawiedliwe oceny były jedynie przykrywką i zastanawiam się jak będą wyglądać te dodatkowe zajęcia? No bo skoro jest Śmierciożercą, to może będzie ich uczył jakiś czarnomagicznych klątw? Choć z drugiej strony tak pod okiem Dumbledore'a? Co do końcówki to aż mnie w cięło w krzesło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
Przejrzałam w końcu zakładki z bohaterami i po prostu nie mogę nadziwić się nad faktem, że Irmą Pince jest Vivien! :D Jeśli ona była w młodości taka piekna, to na miejscu wszystkich twoich męskich bohaterów w ogóle nie wychodziłabym z biblioteki :D
OdpowiedzUsuńAch, czyli to dlatego nie pasowałabym do Ravenclawu - jestem nocnym stworzeniem, ktore lubi chodzić póxno spać i późno wstawać :D Chyba budzenie mnie wyglądałoby podobnie jak u Edoriusa.
Oj Robin, na pewno sie nie zbłaźnisz na naborze do drużyny! Serio, mam nadzieję, że się dostanie, chociażby tylko po to, zeby utrzeć nosa Lucjuszowi.
No i cieszę się, że Robin mysli sam za siebie, mimo że pochodzi z czystokrwistej rodziny. Widać, ze fyskryminacha mugolaków jednakch trochę mu przeszkadza, chociaż nie rzuca sie z tym aż tak mocno, żeby nie było to realistyczne :D (przynajmniej na razie, nie wiem na ile lat szkolnych planujesz rozłożyć to opowiadanie, ale myślę, ze mamy szansę zaobserowwać tu fajny rozwój młodej psotaci).
Najwyraźniej nowy nauczyciel obrony bedzie faworyzował w przeciwnym kerunku oO. Nie mogę uwierzyc, ze tak potraktował Robina! Dżiz, takie rzeczy nie powinny uchodzic nauczycielom na sucho, mam nadzieję, ze ktoś sie tym zajmie ;/ Nawet nie mogę ogarnąć, według jakich kryteriów on decyduje, kto bedzie miał u niego dobrze, a kto nie, skoro Edorius dostałocenę wybitną. On i Robin oboje pochodzą z rodzin czystej krwi, a Eleanor jest mugolaczka i ostatecznie to ona i Robin dostają najgorsze oceny... nie czaję tego w ogóle, co za typ. Ciekawe po co mu oni potrzebni na tch konsultacjach, co sobie konkretnie zaplanował.
Dumblerode rzeczywiśnie nie najlepiej radzi sobie z przekazywaniem złych wieści :D Biedna Moira ;c Ciekawi mnie, kto ja zabił, ale na razie mamy za mało info żeby spekulować, wiec pozostajemi jedynie czekać na wiecej.
A także na kolejny rozdział :)
A skoro mówisz, zeby informować o nowościach, to nie będę dodawać osobnego komentarza w spamie i zrobie to tutaj :D U mnie pojawił sie rozdział 5 ^^
Mnóstwa Weny!
Dobra, jestem. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział był ciekawy. Przede wszystkim interesuje mnie, czemu Robin i Eleanora dostali ocenę okropny, serio. :D Ten nauczyciel oczu nie ma? XD
A końcówka? Uch... Zrobiło się mrocznie. :3